Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/97

Ta strona została przepisana.

bet, tamta pod sekretem którejś znów, i w jedynej chwili cała pensja dowiedziała się o tym znamiennym wypadku.
Stefkę otaczają, winszują — pół żartem, pół serjo. Jeden Starzecki nie ukrywa ironii. Stał się tak drwiący i żółciowy, że niepodobna trzech słów z nim zamienić. Stefce gorąco winszował, bo małżeństwo jest doskonałym środkiem przeciw bólowi głowy — amputuje głowę, a zakłada bocianie gniazdo.
Na to Stefka: — Mówi przez pana zazdrość — biedny pan! nie mieć żadnego kochającego serca!
— Owszem, miałem ich za dużo — odrzekł z nagłym wybuchem niecierpliwości i wyszedł z pokoju.
Rzeczywiście Stefka wygląda, jakby dla nas wszystkich miała wielkie politowanie, taka jest rzewna, cicha, w spojrzeniu słodka.
Nigdybym nie przypuściła, aby ów jakobin zdecydował się na tak ryzykowny krok.
A jednak — najformalniej, w białych rękawiczkach oświadczył się Stefce.
Za miesiąc skończy uniwersytet, za pół roku się pobiorą i zaraz wyjadą na prowincję, gdzie młody doktór ma już obiecaną posadę.
Stefka roi czarowne widoki na przyszłość: domek winem obsadzony, ogródek, w którym będzie sadzić malwy, bratki...