wszechwładną mocą pary —
rzucamy wioskę, leśne jary, —
idziemy gdzie dym nieczysty.
Idziem wbrew woli w straszny mrok
ognia, żelaza — w grom kowadeł —
tam roślin życia ginie sok,
tam w pełni wieku tracim wzrok —
pierś rzęży bez pól — i bez radeł.
Jak wielu nas — jak wiele rąk —
nad stali jeziorem huczącej,
olbrzymi tętni parowy drąg —
i wszystko zgrzyta, ryczy w krąg —
tylko robotnik milczący.
Widziałeś kiedy łzę u powiek,
na twarzy bólem shartowanej?
widziałeś, jak w piekle stoi człowiek —
i kuje własne kajdany —
i broń — na powiększenie własnej rany?
Czerwone szyny wężami syczą —
nagle robotnik przebity jest nimi:
konając w męce — słuchaj, jak ryczą
stalowe złe olbrzymy:
„Ty wykupienia dźwigając krzyż —
„w kłamliwej życia pomroce —
„patrz, oto już giną więzienne moce —
„z mogiły wstaniesz — w świtach — na wyż!
(Majtkowie wzruszeni ściskają się z robotnikami — nastrój uroczysty — delegaci wskakują na burty i na armaty — tworzy się naraz kilkanaście mównic.)
Krzyki: My — Proletaryat — — My esery — witamy — wymordowanie oficerów. — My was znać nie chcemy!
(Anarchiści rozwijają czarne chorągwie.)