Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/106

Ta strona została przepisana.

Matiuszenko: Warta, skierujcie Mauzery na tych panów z orderami.
Słuchajcie, żandarmi! Szable do wody rzucić, bo zaraz strzelimy.
Majtkowie: Wydłużyły się blade twarze jak koniom.
Odpinają pendenty — o, plusk!
Matiuszenko: Rzućcie rewolwery do wody.
Majtkowie: O, plusk.
Matiuszenko: Rzućcie ładownice do wody. — A teraz do domu!
Gubernator: Wiedzcie, że telegram od Cara przyszedł — obiecuje miłościwymi słowami, wszystkim przebacza i obdziela ziemią — lecz nie wolno dalej, już dosyć rewolucyi. Omyjcie się z krwi —
Tłum: Już dosyć — mówi Car — i my to czujemy —
Matiuszenko (wychwytując karabin, mierzy do gubernatora): Kacie! krew masz na duszy swojej, a my tylko na ręku. Won!
(Okręt gubernatora odpływa. Homeryczny śmiech majtków — inni ponuro milczą.)
Werkmajstrzy: Jeszcze droga powrotu dla nas otwarta. Świętość służby my naruszyli — ale to wiadomo, Car dla siedmiu zabitych oficerów nie każe rozstrzelać 800 ludzi.
(Żołnierz bez nóg wlokący się po ziemi.)
Żołnierz: Naczalstwo wszystką siłę zabrało nam, wszystką wolę! Patrzcie, co ze mnie zostało! Kadłub haniebny, który pełza w niedoli.
Lecz ja nie płaczę.
Mówię wam: rzućcie jedno słowo — a ja tymi ot rękoma zaduszę te potwory.
Majtkowie: On biedny nie może dojrzeć, że już odpłynęli.
(Podsadzają go.)
Aleksiejew: Wynosić się stąd, wolni — anarchiści włażą do armat, wy nam uszy zapełniacie jękiem albo programami — a miasto całe na nas oczy wytrzeszcza, jakby nie widziało czego lepszego. Tu należy zrobić każdemu swoją robotę. Wy, policyanci — bierzcie