Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/11

Ta strona została przepisana.
AKT PIERWSZY.
(W oddziale maszyn pod pomostem błyszczą stalowe kotły, wrą tłoki. Mrok — przeraźliwie jasno, gdy roztworzą piece, wtedy widać maszynistów, palaczy, majtków, żołnierzy, którzy czytają broszurę.)

Zwenigorodzki (czyta): „Wasze prawo, wasza prawda, wasza sprawiedliwość nie są naszemi...“
Kilku naraz: Praw Gorkij! My inni! I między nami jest mogiła. Tam żyją uciskiem i krzywdą, my chcemy dla wszystkich szczęścia!
(Wchodzi niewidzialnie feldwebel Tisaewskij.)
Feldwebel: Chciała wrona przez morze, ale utonęła!
(Milczenie przykre, chowają broszury i gazety.)
Majtek: Uh, żar jaki!
Palacz Mitienko: Spróbuj podrzucić węgla!
(Majtek otwiera wielkiemi cęgami piec i gdy żar buchnął, ucieka z wrzaskiem.)
Majtek: Ach. ty Gehenna paliuszczaja!
Mitienko: Gołębiu wędrowny — tobie na masztach siadywać, na skrzydłach żagli bujać, na wodzie odpoczywać.
Majtek: Ta gdzie gołąb, powiedzmy — niewolnik!
Mitienko: Oczyma choć spoczywasz na wodzie, a my tu w piecach 16 gorzej niż w tych, gdzie płonęli Daniel i młodzieńcy. Mnie nic. Lubię ogień — żar. (Staje przy otwartym piecu.) Tak świeci jakby z rąk dopiero-co Bożych wyszedł. Bieda tylko, że ot wzrok