Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/113

Ta strona została przepisana.

i wszystkie one są tu za tym zakorzeniałym grotmasztowym zębem —
(Ukazuje w ustach palące się zapałki.)
Ale ruski marynarz wszystko może — on i odwrotną drogą —
oto ja mam w kieszeni pięciocalowy nabój —
u ruskiego marynarza w kieszeniach dużo wszelkiej obrzydliwości —
i oto —
(Wyciąga gwóźdź.)
i oto wbijam go w maszt — zakładam pętlę z tego rzemienia — i kto chce, abym ja go powiesił — niech wystąpi — a ja ręczę, że będzie zdrów — i nam opowie —
(Przechodzi Kiriłł i Feldman.)
Feldman (ukazując rewolwer): To nas teraz czeka!
Kiriłł: Nie czas jeszcze — widzisz, w naród rosyjski trzeba wierzyć, a on nie zaraz jeszcze dowiedzie tej wiary. Patrz, te niewolnicze mózgi bawią się w szubienicę.
Kiriłł: Co świat musi myśleć o naszym upiornym pancerniku, który pędzi po morzu Czarnem bez oficerów, nie mając żadnego celu, nie wiedząc dokąd wiodą go kierujący sterem ludzie?
Feldman: Torpedowiec 267 idzie wciąż za nami. Niechaj by płynął raczej na przedzie, jak pies wiodący ślepego.
Kiriłł: Dziś rano, idąc na pokład, znalazłem w jednym kątku... okrwawiony palec wraz ze złotym zaręczynowym pierścionkiem.
Matiuszenko (płacząc): Pojąłem teraz, że przekonać ludzi o koniecznej dla nich wolności trudniej jest, niż wyryć tunel w górach!
Aleksiejew: Uciszcie się — tu będziemy przejeżdżali koło fortów — nie palić latarni — pogasić — płyńmy cicho — aby nie dojrzano nas z tych fortów — jeszcze ciemniej — żeby ani iskry nie było widać — i mówcie szeptem! gdzie skomoroch?
(Z ogromnego tłumu marynarzy słychać tylko ich ciężkie oddechy. W mroku odzywa się wzburzony głos Feldmana.)