Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/116

Ta strona została przepisana.
AKT PIĄTY.
(Rafa wśród morza w mroku fosforyzującego lazurowemi głębiami. Fala grzywiasta wzburzona przepływa — za nią ukazuje się łupina łodzi. — Leży z pokrwawionem czołem na głazach lejt. Szmidt, nad nim widmo olbrzymie które zgęszcza się do rozmiarów zwykłych człowieka — Wilhelm Ton, — w ręce trzyma pochodnie płonącą).

Lejt. Szmidt: Kiedy widział Chrystusa po śmierci, Tomasz uwierzył — ja widzę Ciebie i nie wierzę, abyś Ty istotnie żył. Dla przekonania, że Ty nie jesteś sennem widziadłem — nakłuwam się tym kindżałem — czuję ból —
lecz myślę wciąż, że Ty i wiedza Twoja magiczna jesteście marą —
straszne są te ogniki nad bezdennym moczarem Niewiadomego.
(Milczenie).
Pamiętasz z Mateusza: „Nie chcę ich opuścić głodnych, aby nie ustali w drodze?...“ Daj mi nieco nektaru Twego, bo zginę. I tyle światów ze mną... Lub choćby opowiedz mi coś z Twej wędrówki pośmiertnej — jeśli Ty istotnie —
(targnąwszy się) O jakież marne liche pojęcia! jedyną rzeczywistością tu jest Morze! Morze złe — co płynie od wieczności, w jego szarych mętnych źrenicach kryje się nuda.