Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/120

Ta strona została przepisana.

Chudość jego postaci jest zapewne rezultatem męczących dworskich ceremonij, religijnych obowiązków i asketycznego życia.
Na głowie ma on mitrę, żółty płaszcz okrywa go siedzącego z podgiętymi nogami na tronie z rzeźbionych lwów! na mnie wywiera niezwykle silne wrażenie — widzenie małego Boga!
Niektórzy płaczą od nieznanego im wzruszenia. Mówią modlitwy. I otrzymawszy błogosławieństwo, piją aromatyczną herbatę w czarkach — rozdano im ryż.
Jego świętość zanucił dziecinnym ledwo dosłyszalnym głosem hymn, który jest powtórzony silnymi głosami lamów.
Widma kapłanów (śpiewają): Om mani padme chum!
Widmo małego Dalajlamy: Sarwa mangalam!
(Unoszą go do kaplicy — góry napływają, tumany i lodowe jaskinie — a w nich rozpięte trupy, szubienice i narzędzia tortur.)
Lejt. Szmidt: Dalajlama nigdy ma nie umierać — tylko rozgniewany złym światem odchodzi, porzucając śmiertelne swe ciało na ziemi.
Świat cały tworzy dokoła mnie kształt kaplicy — na ścianach są obrzędy tortur sądowych, niesłychana nędza wierzeń i kopalnia dzikich przesądów. Widzę wciąż twarz tego dziecka.
Wilhelm Ton: To jest dusza Twoja — dziecko nieistniejącego już Boga, Możemy płynąć dalej.
Lejt. Szmidt: Lecz słyszę zaiste głos czyjś, wzywa pomocy — nie mogę odgadnąć kierunku.
Wilhelm Ton: Świeć — bo oto płynie człowiek tonący.
Lejt. Szmidt: Wiedza moja nie jest już miłością.

(Zanurza w morzu pochodnię — która gaśnie. W oddali krzyk — Braacia! po chwili słychać głosy niewidzialnych ludzi płynących na powierzchni wirującego morza.)