Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/121

Ta strona została przepisana.

Feldman (w mroku): Wypiliśmy aż do dna czarę naszej hańby.
Sołdaci wystrzałami z karabinu odpędzili pancernik i ten haniebny popłoch nie pozwoli nam spodziewać się żadnego ratunku. Żeby choć znaleźć resztkę rozbitej od granatu łodzi!
Koszuba (w mroku): Niezadługo wzejdzie słońce!
Feldman: Nim wzejdzie — ja utonę.
Koszuba: Ja Ciebie wezmę, bracie.
Feldman: Ty sam raniony — i utonęlibyśmy razem.
Koszuba: Straszna jest groza tych głębin, gdzie musimy zatonąć —
Feldman: — i my — i wszystko, zanim powstaną twórcy! chwyciłem odłam drzewa — masz — ratuj się!...
Koszuba: Coś uczynił — weź sam — ale wir mię porywa — z biegu fal można było sądzić, że tu są skały — nie mogę zwyciężyć prądu — ty mnie uratowałeś — żegnaj mi — na wieki!
Feldman (sam): Jestem sam — nie świeci mi żaden wschód słońca — niema Jutrzni nademną, ale tonąc, iskrzę wszystkimi słońcami Salomona w mej duszy — o Jehowo, modlę się mymi stygnącymi słowami za ludzkość!
(Zapada w toń).

Lejt. Szmidt: Nie mam światła, żeby mu rozjarzyć — nie mam sił, aby go wydobyć!
Wilhelm Ton: Chciałeś, żeby utonął ten Miłujący!
Lejt. Szmidt: Chciałem sprawdzić słowa Pawła, że Miłość nigdy nie umiera — choć słońca zagasną!...
Wilhelm Ton: Tu leci pancernik — rozbije się na tej rafie!
Lejt. Szmidt: Wola nasza bywa niecofniona — zgasiłem płomień.
(Widać w mroku krwawy reflektor Kniazia Patiomkina).
Muszą się rozbić o tę rafę. Jakież imię jej?