Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/122

Ta strona została przepisana.

Wilhelm Ton: Niewiadome.
Lejt. Szmidt: Widzę w tej skale migające światło — to jest mały Bóg Dalajlama — jakie jest imię jego?
Wilhelm Ton: Sumienie.
Lejt. Szmidt: Wschodzi ono znów nad mrokami —
(rozjarza się Dziecię Bóg w kontemplacyi — na okręcie powstaje głuchy krzyk: Baczność! Okręt wykręca i omija rafę).
Krzyk: Nie będziemy bandytami — nie mogąc dźwignąć Nowej Wolnej Rosyi — zostańmy choć ludźmi.

(pancernik znika, zostawiając brylantową smugę).

Lejt. Szmidt: A jednak zwyciężył Promień!
Wilhelm Ton: Idź teraz już za tem, co widzisz —
Lejt. Szmidt: Nie mogę iść sam. Widzę tę ciemną postać pełną namiętnej obietnicy.
Tina: To ja księżyc Twój — a teraz chcę być ziemią Twą —
Lejt. Szmidt: Namiętność moja! ha!
(W żmijowych splotach zaplątawszy się runął głową w dół — w śmiertelnej bladości twarz. Milczenie długie — huk rozbijanych fal morza).
Wilhelm Ton: (odchodząc z pochodnią): Jam jest Myśl Twoja — a tam jest Twoja Śmierć!
Zostawiam Cię — zanim się ujrzymy — na gwiazdach!
Zanim ten Mały Bóg stanie się Dziecięciem ludzkości całej!
(Wśród skał widać leżące ciało Lejt. Szmidta, nad którym Tina w postaci Śmierci milcząc ostrzy kosę.)