Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/14

Ta strona została przepisana.

go dziobnąć. Na pudzie ukradł rubla — a pudów dwieście — ot i rachunek. My wymrzemy na cholerę, ale im co? My dla nich nie ludzie — też zgniłe mięso!
Majtek I (śpiewa i gra na bałałajce):
Pójdę ja tajnie na wiejskie mogiły —
do mogiłki mej matki ja piersią przypadnę —
o matko rodzona —
jakie życie zdradne —
dusza moja zatruta i głazem zgniecione są me ramiona
i oczy Demona w myśl mą się wświeciły!
Rjesniczenko: Nie pora serce szczypać, jak struny na bałałajce. Pamiętajcie cośmy uradzili na masowej — nas czterystu — i co ta kobieta towarzysz mówiła, że jedna noc stworzyła w nas ludzi.
Feldwebel: Ha, ha, ludzi tworzyć — to potrafimy!
Majtek I: Ta nie o tem mowa, Wasilu Stiepanowiczu!
Feldwebel (ostro): Nie ucz mię, boś dureń. Ja powiem wam anegdot!
Przychodzi na popa zdający seminarist, — mężczyzna duży, mocarny. Nu, egzamin! Pytają go to i tamto. Milczy jak ryba.
Wakulinczuk: Jak ryba? Z wyjątkiem makreli, która czasem też wydaje głos nie w porę!
Feldwebel: Nareszcie przychodzi zapytanie: wszechmoc Boska — co to jest? Milczy jak Wakulinczuk, kiedy dostał od kapitana po żuchwie!
Wakulinczuk: No tak! dostał i przemilczał. Armaty też milczą, do czasu.
Feldwebel: Ale na to żebyś przemówił, armato, trzeba cię dobrze już nabić z tyłu.
— No — poddaje nauczyciel — człowieka ty stworzyć możesz?
— Mogu! —