Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/15

Ta strona została przepisana.

Ot tobie i raz! Nauczyciele przecierają szkła, nosy wycierają, widzą chłop mocny — nie wątpią.
— No — poddaje jeden dobry — a konia ty stworzyć możesz?
— Nie probował!
(Marynarze śmieją się.)
Rjesniczenko: Głupota jedna, Wasilu Stiepanowiczu, i wstyd.
Feldwebel: Co?
Rjesniczenko: Zabawiasz głupstwami, a tu dzieło ważne — święte!
Feldwebel: Jak przyjdzie do czego — ja gotów; ja mam też uszy i oczy — wiem, co się gotuje w Rosyi... Niech-no zrzucę tę czapkę, to będę mógł myśleć, ale teraz — wara, milcz! Ruki po szwam! Nikaks niet! Słuszaju-ś! I toczno tak, wasze Błagorodie.
Majtek IV: Z jednej świni cztery szynki zawsze wykroisz.
Feldwebel (groźnie): Kto powiedział?
(Milczenie i śmiech.)
Wy nie zarywajcie ze mną, prachwosty! Ja przysięgał Cariu-Ojcu, ja znam świętość służby i pierwszego, kto się ośmieli — ja bagnetem przedziurawię aż do kiszek, pojęli?
Wakulinczuk (cicho): Co to znaczy, Tiszewskij? Przysięgaliście nam współdziałać i porwać za sobą żołnierzy.
Feldwebel (też cicho): Tu są szpiedzy. Tak muszę. A karku swego z wami na szubienicy dawać też nie myślę.
Wakulinczuk: Bądźcie łaskawi na górę...
Feldwebel: Ja starszy! Ja gwizdnę i zawołam straż!
Rjesniczenko: Nie, ja tu starszy. Proszę wyjść. My tu równi a nam nie trzeba świstawek, bo piec jest napalony i tam łaźnia gotowa!
Feldwebel (cofa się): Żołnierze, marynarze — w stroj!
(Kilku formuje się.)
A ty Matiuszenko, ty Kuriłow!
Matiuszenko: Słuchaj, Wasilu Stiepanowiczu, nie męcz ty nas, —