Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/17

Ta strona została przepisana.

obrazy ugodników świętych, którzy zasuszyli się w pieczarach, ale i malowidło, jak wygląda ziemia i jakie są drzewa niosące owoc i jacy wielcy dobrzy ludzie oświecili nasz zwierzęcy mrok, a w oknie kwiaty, a dom duży i izby dwie albo trzy, — wtedy ludzie wyrosną w myślach po pracy nad ziemią — aż tam, gdzie świecą słońce i gwiazdy!
Majtkowie: Nie rozumiemy ciebie, mów prościej.
Matiuszenko: No więc tak: na kominie z dymnikiem ogień się jarzy i dymu niema; — herbatę pijesz, a przy tobie dzieci twe czyste, umyte i mądre. I wróciłeś z pracy wielkiej, pracy ciężkiej, pracy świętej, gdzie nikt ciebie nie pędził, nie bił, jeno słońce nad tobą świeciło i taka radość wielka błogosławiąca wszystkiemu!
Majtkowie: Pojęliśmy! Cóż nam czynić?
Matiuszenko. Jutro w lasach Tendry ogólny wiec marynarzy. Nie pohańbimy dzieła, pomnijcie bracia, że nasz „Kniaź“ więcej znaczy, niż cała eskadra. Pomnijcie też, że miał on sławę złą reakcyjnego okrętu. I dotąd wszak zarząd rewolucyi jest na „Czerwonej Kati“.
Majtkowie: Wstyd „Kniaziowi“, żeby Katia wodziła jego sterem (śmieją się).
Wakulinczuk: Będziemy mieli czasu dość zęby szczerzyć, gdy nam śmierć wykrzywi twarze.
Majtkowie: Nam?
Wakulinczuk: Nie, myślałem ogólnie. Człowiek jest roślina bagnista, życie — moczar cuchnący, dusza — to smutne czarne jezioro pod ziemią, o którem mówią bajki.
Matiuszenko: Co będzie z oficerami?
Wakulinczuk: Wszystko, co umiera — świętem się staje.
Matiuszenko: Oficerowie muszą umrzeć.
(Majtkowie milczą ponuro.)
Zwenigorodzki: Nie było jeszcze rewolucyi bez krwi. Tak lat