temu sto było we Francyi i wszędzie tak. Nim słońce wyjdzie z mroku, musi się zawsze zakrwawić.
Wszyscy: Śmierć potworom!
Mitienko: Nie, bracia, nie trzeba krwi. Chrystus dał nam światłość z góry Tabor — z nią idźmy. Do zbrodni starego świata nie dodawajmy okrucieństw tej świętej młodej Rosyi, która idzie już, a jeszcze za górami — a już w nas słychać jej modlitwę.
Majtkowie: Sztundysta! Tobie i kury nie zabić, a tu potrzeba zabić smoka!
Mitienko: Smok żyje w jaskini naszej ciemnej duszy!
Rjesniczenko: Słuchajcie, nie jesteśmy pewni całej załogi, rekrutów należy się bać!
Majtek IV: U mnie robili obysk, to zaraz te stupajki zaczęli mnie szturchać i bić.
Matiuszenko: Na nich działać tylko strachem, złączyć ich z nami może tylko strach. I dlatego na oficerach musi być wykonana ta wina — nie, ten śmiały wielki czyn, za którym leży — życie narodu!
Majtek IV: Nie może być inaczej. I nie jeden z rekrutów musi zginąć. Pszczół nie rozgnieść, miodu nie jeść.
Mitienko: Bracia mili serdeczni — nie trzeba krwi. I rekruci ludzie. W nich tylko rozumu mało, a serce mają miększe od wosku. A i mędrcy nasi oficerowie też nie tak okrutni, jak my o tem myślimy. Dyscyplina — ot, co ich gubi, a sami oni też są dobrzy.
Matiuszenko: Głaskaniem wilka nie odpędzisz.
Mitienko: I ty przeciw światłu?
Matiuszenko: Światłem jest moc!
Wakulinczuk: Ale do światła przez mękę! Droga do niego wśród przepaści, na dnie ich ukryty jest piorun, który zwycięża.
Mitienko: Ty odróżnij, Wania, że te wszystkie przepaście, o których mówisz — są w tobie samym, a dla życia już musisz być drogą cichą i równą. I chrześcijanie pierwsi znali burze serca, —
Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/18
Ta strona została przepisana.