Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/23

Ta strona została przepisana.

Głos przez tubę: Ja tobie powiem kto mówi, mołda ty żydowska!
Majtkowie: To kapitan. Czort — niech przyjdzie na swą zgubę...
Rjesniczenko: Rozchodźcie się spokojnie. — Jutro manewry na wyspie, po południu — zebranie w lasach Tendry. Pomnijcie — nie wybuchać przed hasłem, aż cała połączy się eskadra do wybuchu!
(Rozlega się świstawka. Krzyk: łap ich!)
Uciekajcie tędy — nie ujrzą was. Ja tu za was odpowiem.
Wakulinczuk: My nie opuścimy Mitienki: za ręce ścisnął konwulsyjnie.

(Wpada kapitan II rangi Wamindo z żołnierzami.
Kap. Wamindo: Miełzawcy! Kto tu pieł? Załobek tłacicie za pół łoku!
Rjesniczenko: Mój zarobek już odjęty, — zamiast 25 rubli miesięcznie, biorę tylko jak sołdat 70 kopiejek na trzy miesiące, Wasze Błagorodje!
Kap. Wamindo: To kała za błoszułę połnograficzną, któłą ci wydałł feldwebel.
Rjesniczenko: Anatomia — to nie pornografia, a nauka, Wasze Błagorodje!
Kap. Wamindo: Tu litełatów i mędłców nie kałmimy. Płachwosty mają płacować i modlić się, — cełkiew łobić z każdego odłuchu, niszcząc swą świńską natułę. Złozumieliście mnie?
(Milczenie.)
Ty czemu jesteś blady, jak głonostaj?
Wakulinczuk: Chory jestem na dysenteryę od złego żywienia.
Kap. Wamindo: Kapłysy. Tu nikt nie przychodzi na zwierzęce ukałmianie się. Bławy żołnierz ma głyźć co mu stałsi każą. A ty dla zilustłowania mej myśli, idź na wałtę.