Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/25

Ta strona została przepisana.

Wakulinczuk: To mnie przypomniało obraz, gdzie przedstawieni są zbóje wiodący Chrystusa.
Kap. Wamindo: No, to masz dla pamięci, żebyś nie zapomniał obłazu!
(Uderza go pięścią w twarz.)
Matiuszenko: Ja was pomszczę!
Wakulinczuk (zmienionym głosem): Zaprawdę, kapitanie, jutro będzie sąd straszny!
Kap. Wamindo: Żołnierze, pod kałabinami wypłowadzić tę swołocz. Tu niech zostanie cztełech — kto z nich zaśpiewa lub krzyknie, strzelać w łeb z miejsca. Nie wpuszczać nikogo płócz oficełów. Maszyniści, pełna pała!
(Ludzie krzątają się; kotły poczynają sapać straszliwie.)
A ja wam jutło na mustrze przedstawię płojekt. Nasz święty kijot wielkiego męczennika Pafnutija już jest stały i trzeba żłobić żołniełską dobłowolną składkę — to będzie wzłuszający dał.
(Wbiega oficer.)
Oficer: Widać już Tendrę. Okręt leci ku skałom.
Kap. Wamindo: Wypuścić pałę. Zwolnić.

(Wybiega z oficerem.)
Maszyniści (śmieją się): Chcę pały, nie chcę pały! Nas tu obstawił więzieniem, a sam okrętu o włos nie rozbił. Co to on mówił, żebyśmy jeden dla drugiego? Brawo Zwenigorodzki — tak — tu nie korpus paziów!
(Żołnierze wymierzają przeciw nim karabiny.)
Towarzysze! Złóżcie karabiny. Jutro wam coś powiemy nowego.
Żołnierze: Małczi!
Maszyniści (cofając się): Rekruty, swołocz przeklęta, chamy wiejskie, bezmózgi.