Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/28

Ta strona została przepisana.

Wilhelm Ton: Ja kończę moje badanie tworzenia się śniegu w chmurach. Nic więcej nie mam do powiedzenia ludzkości — a wtedy —
Lejtenant Szmidt: Nic, nic?! Ty znasz „Biesy“ Dostojewskiego?
Wilhelm Ton. Si loin de mon village... I cóż — znam!
Lejtenant Szmidt: Ja uklęknę u nóg twych jak Piotr Wierchowieński i będę cię błagał: ogłoś ty się Iwanem Carewiczem, zbaw tę daremną wiekową wiarę Rosyi w wielkiego, znającego tajemnicę świata i wypełniającego ją cara. Ty powiedź przez most — straszliwszy niż Piotra Wielkiego, ty bądź istotnym Pontifex Maximus Wschodu — największym budowniczym Mostu: Religii i Państwa. Dusza Rosyi jest nad otchłanią. Wiara jej w Boga Niezmierzonego i w cara-ojca, w krasne słońce wschodzące i zachodzące w niebiosach bożych — wiara jej wstrząśnięta — i biada światu od tego strasznego zapytania świętej Rusi — gdzie Bóg?
Wilhelm Ton. Ja — i Bóg? Inaczej postaw — Bóg — albo ja. To nie jest nawet aut Caesar aut nihil, lecz Byt i Niebyt. Ja wykluczam Boga.
Lejtenant Szmidt: A ziemia — czarna — święta — tajemnicza Demeter — matka Boża naszych ascetów?
Wilhelm Ton: Ziemia — moja wielka kochanka, lecz nie matka moja, nie! Ja z innej skrzydlatej, złej, niewiadomej planety — z Jowisza wiecznie otoczonego chmurami... Lecz dość tych anamnez. Przyjechałeś tu, aby zbuntować załogę?
Lejtenant Szmidt: Nie — chciałem ujrzeć tylko Ciebie. I wracam — jak Zacharyasz — teraz mnie odpuść Panie w pokoju, bo widziałem człowieka wolnego.
Wilhelm Ton: Widziałeś? Cóż widziałeś poza obłokiem moich słów? Czy morze mojej niemocy, którą znam jako niemoc, — a więc jestem metafizycznie nad nią? Zaś realnie, pod wszystkiemi głębinami nicości — jak Lucifer, gdyż gradacye piekielne mierzą się miarą unicestwienia.