Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/31

Ta strona została przepisana.

większego iluzyonisty tej krainy? Ja legenda — Iwan Carewicz — mam podjąć garstkę realnej ziemi, lecz pod tym ciężarem załamie się mój kręgosłup. A Twój — czy wytrzymałby tę próbę ciśnień 24 godzin powszedniego dnia? Nie? Więc Addio — addio — Amen. Masz tu jako wyraz mej adoracyi — flakonik perfum Maharadża Taunkoru, o jakich daremnie marzą sułtanki, a ja szukałem ich wszystkimi kablami po świecie. Wylewam je u stóp Twoich w morze które jest marną kałużą dla skrzydeł Twoich, Luciferze — jak morze Tyberyadzkie, po którem chodził Twój brat Nazarejczyk! A teraz Cię żegnam — jak Magdalena (nachyla się i konwulsyjnie zębami ściska twarz Wilhelma Tona).
Wilhelm Ton: Dobrze, żeś rozlał tu aromaty, bo właśnie rozwieszają zgniłe mięso. A ty kąsając mnie, — pomyśl, że jestem tylko czasowo mięsem, wstrzymanem od rozkładu. No, cóż? Masz już dosyć mej zimnej krwi?
Lejtenant Szmidt (z ustami zbroczonemi krwią): Daruj mi — nie mogłem nie upoić się krwią — eucharystją Twoją. A teraz jestem, napiwszy się krwi, prawy Hyperborejczyk: chłyszczu, chłyszczu — Christa iszczu! W takie czasy, aby zostawać człowiekiem, należy zdradzać Rozum — a zostając wiernym Rozumowi — służymy Bestyi. Nie naruszam najgłębszego prawa mego — wesoło igram krwawemi mydlanemi bańkami — Iwan Carewicz.
(Nikiticz skrada się nieśmiało)
Nikiticz: Gdyby choć słowo jedno do niego przemówić, że my czekamy wyzwolenia. Lękam się Tona — taki zimny straszny — Może napiszę, — a choćby i na tym świstku, który wypadł Tonowi z rąk, gdy nadjeżdżał lejtenant Szmidt... Coś nie wyczytam. (Pisze.) „Do Wybrańca Bożego! My gotowi — krzyknij hasło — i wszystkie okręty wojenne i baterje nadbrzeżne odpowiedzą ci Hura! Hura! z duszy i z armat“. Źle, — już poprawiać niema czasu — (podchodzi do Lejtenanta Szmidta) Wasze Błagorodje — mam chorą matkę, doręczcie miłościwie.