Majtkowie: O Jeruzalem... Budi — budi Carstwo niebiańskie! Milczcie — tu rewolucya, nie popowszczyzna. On jest socyal-demokrata. Wolność — zwycięstwo — precz z Carem! — Antychrysty wy — wieszać was —
Wilhelm Ton: Nie mów, jesteś teraz zbyt głęboko sam ze sobą. Wierzaj mi, że zwyciężysz świat — milczeniem.
Majtkowie: Przeklęty, Antychryst, kusiciel! Aspida trująca — naco wstrzymujesz Słowo? — Socyaliści, łączmy się! — Syn Boży.
Lejtenant Szmidt: Ja mam serce tak pełne łez i huraganów, krwawych opadających liści w wilgotną nicość, że mógłbym tylko rzucać pioruny — lub wierszami śpiewać, jak ów povero improvisatore z Puszkina.
Wilhelm Ton: Ja cię zaklinam — umilknij!
Lejtenant Szmidt: Nie — chłopu nie wolno zabrać pługa, ani mnie — świętego szału. Jestem wszak na wyspie Morza Śródziemnego, gdzie są same róże i wulkany — z moją Ukochaną. Ona jest pełna ran i żebraczka.
Majtkowie: To lud — słyszycie.
Lejtenant Szmidt: Cudownie mnie pojęliście. Ja nie mam innej miłości, jak tej, której nie można wyrazić. Jestem umyślnie waryatem, nie chcąc być tylko królem — fałszywym pomazańcem. Na wschodzie waryat — jest to istotny pomazaniec Męczarni Nieurzeczywistnialnego.
Majtkowie: Ogłosimy cię Carem Wolności i nikt już na ziemi — tylko Bóg i naród ruski w tobie jednym.
Lejtenant Szmidt (śpiewa):
Wychodzę sam jeden na drogę —
przez złą mgłę krzemnisty świeci brzeg —
noc wśród gwiazd — w pustyni mam pożogę —
gwiazdy lśnią w Niagary wiecznych rzek.
Majtkowie: On głosi samodierżawie! On wieści zatratę ziemi.
Lejtenant Szmidt: Ja nie jestem twórcą słów: mój grób stanie