Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/35

Ta strona została przepisana.

Lejtenant Makarow: Łamiesz mi pan rękę — to zdrada.
Wilhelm Ton (do Lejtenanta Szmidta): Tyś gotów był umrzeć — ha, wśród takiego morza męczarni — to dziecinne. Myśl — organizuj — bluźnij — i zwyciężaj. — Bądź na trzy dni wielkim człowiekiem.
Lejtenant Szmidt: Trzydniowa bitwa narodów — to za straszne, ja nie udźwignę.
Majtkowie (do Wilhelma Tona): Ty zdejm z niego urok coś rzucił, zły kołdunie, bo my cię wykąpiemy w morzu.
Lejtenant Szmidt: Na kolana przed nim! Proście go, aby wami rządził — to wódz —
(Majtkowie jedni klękają — drudzy cofają się w osłupieniu.)
Wilhelm Ton: Szaleńcze, nie widzisz: moim żywiołem jest kosmiczny Mrok, moje ludzkie serce zostało na Morzu lodowatem wessane w blaski borealnej zorzy. Jam już nie wódz ludzkiego stada.
Lejtenant Szmidt: Gdybyś był bogiem — zazdrościłbym ci twojej myśli, ale nie oddałbym ci mojego serca.
Majtkowie: Święty, on męczy się nami. A ten Antychryst! on myśli tylko jak wysadzić okręt. Do morza go — do morza! (nadchodzą kapitan Wamindo i Komendant Golikow).
Komendant Golikow: Wszystko tu zarażone buntem — strzeżmy prochowni.
Kapitan Wamindo: Bunt — to jakby mołowe powietrze na wielkim tłupie Łosyi. Ministrowie kładną, przegłali wojnę z Japonią, jak dułnie. Ja byłem pod Czemulpo — ja łyzykowałem śmiełcią. Niech tylko wezmę ułlop — piełwszy pojadę z pałką do Petełsbułga.
Komendant Golikow: Tak to tak, ale tymczasem ani na milimetr nie popuścić żelaznej dyscypliny.
Kapitan Wamindo: Ma się łozumieć.
Aleksiejew: Twierdzi Makarów, że nam okręt wysadzą.