Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/36

Ta strona została przepisana.

Komendant Golikow: Co? Jesteście na tropie? Ja sam coś złego węszę.
Kapitan Wamindo: Ja ośmielam się załapołtować: aby wysadzić okłęt, trzeba być bohatełem lub anałchistą. Łuski chłop jest za płosty niedźwiedź na un héłos, a na anałchistę jeszcze mu się nie umełły kamienie w głowie. To może sobie pozwolić kniaź Kłapotkin lub cółka gubełnatoła Wieła Zasulicz — ale nałód musi twałdo błonić tego pałładium nałodu t. j. stać u cełkiewnych mułów.
(Lejtenant Makarow coś szepce cicho do komendanta, ukazując na Szmidta.)
Lejtenant Szmidt: Ogarnia mnie ta wizya — tych słów rzucanych na oślep, a proroczych. Okręt wysadzony w powietrze, pękający olbrzymim wulkanem płomieni — nagła temperatura topiących się metali! Niestety, nikt już tego nie odczuje.
Wilhelm Ton: Gdybym był Rzymianinem — posłałbym ci sztylet, lejtenancie Szmidt. Czy nie umiesz zakończyć ze sobą?
Lejtenant Szmidt: Słucham każdej Mocy, która mówi ze mnie.
Majtkowie: Nie opuszczaj nas — bądź naszym Czerwonym, Admirałem.
Lejtenant Szmidt: Oto najcięższa chwila pokusy w mem życiu przemożona. Kładnę na tym tragicznym okręcie znak krzyża (żegna).
Majtkowie: Budi! budi! — Won z krzyżem!
Komendant Golikow (surowym wzrokiem mierzy tłum, który się oddala. Do Szmidta): Lejtenancie, służyłem razem z waszym ojcem — wielkim admirałem Szmidtem. Boleję, że syn nie idzie tą drogą prawdy i tronu. (Lejtenant Szmidt chce mu odrzec).
Kapitan Wamindo: Entuzyazmujesz się mój młody dłuhu i ja ciebie płoszę, wytrzymaj bez mówienia. Wzołowy porządek naszego wojennego okłętu nauczy cię sułowem wejrzeniem mierzyć łealną natułę de cette bête łace humaine (ukazuje majtków).
Majtkowie: Prośmy go, aby się wstawił za nami, choć o mięso lepsze. Mięsa świeżego — mięsa!