Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/38

Ta strona została przepisana.

u wyspy Men. Straszne uderzenie o rafę — trzask całego korpusu parostatku zmusił wybiedz na pokład załogę. Mrok nocy wyzwał panikę — komanda szumiała — zaczął się nieporządek. I wtem rozległ się cichy, lecz jakiś szczególnie mocny i spokojny głos: to Wy! Moc działania była niezwykła! nie minęło minuty, jak wszyscy byli spokojni, wszyscy poczuli, że mają kapitana, któremu śmiało mogą powierzyć swoje życie.
Kom. Golikow: Ani słowa więcej! Prowadzić ich.
(Warty ich rozdzielają karabinami. Lejtenant Szmidt odchodzi — z nim wyżsi oficerowie, którzy daremnie usiłowali gestami uciszyć tłum).
Mitienko (do żołnierzy): Myśli zbawić Rosyę całą. On brat nam — skrzydła ma wielkie, lecz przy nim Widmo Mroczne — mgły krążą — i zakrywają jego oczy — jamy, przez które widać niebo. I on głową bije o więzienie, rozpacza. Ogień na morzu — w mroku będą płonąć majtkowie — armaty zahuczą z brzegu — pociski, jak złe słowa iść będą — i wszystko zagaśnie. Z orlemi skrzydłami Waryat stać będzie przed sądem — i ziemia ruska wzdycha wciąż bólem niewymownym.
Żołnierze: Przepadli my — wszędzie zgon — strach!
Mitienko: Nie, śniegi już odtajały z pod Murów Piekła — i na dobro nam płynie wiosenna krew — wschodzi wielkiem słońcem łaska Boża. Wiedzcie, bracia, niema już wśród naszej Golgoty grzechu, my święci — my synowie Boży!
(Wilhelm Ton słuchając, posępnie się chmurzy. Wchodzi Feldwebel z żołnierzami, niosącymi pęki rózeg.
I nagle słońce — nowy Bóg — błysnął. Złotymi promieńmi zaświecił w oczy Wilhelma Tona, który usiłuje utrzymać wzrok swój skierowany prosto ku Nieziemnemu. Twarz jego przybiera wyraz chłodnego satanicznego Bólu, korona cierniowa z żył występuje jawnie na czole jego.
Bóg zaś stoi tuż przy nim. Ogarnia go niebem, rzuca mu pod nogi snop symfonii — Złoty krzyż wielki wyrasta zamiast masztu.