Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/40

Ta strona została przepisana.

Wilhelm Ton (ukazując na Mitienkę): Co takiego?
Feldwebel: Kara na sztundystę, który odmawia się strzelać.
Wilhelm Ton: Nie obryzgać mi pokładu.
(Chmura przygasza słońce. Wilhelm Ton odchodzi)
Mitienko: Ja widzę —
Feldwebel: Mołczi!
Mitienko: przybitego na krzyżu Wilhelma Tona —
Feldwebel: Czewo riewiosz?
Mitienko: Ja widzę: straszny On jest. Mroczny. Olbrzymi. On jeden sądzi. Nie sądzi. Straszniej: potępia! Milczy. On mnie żelazem krwawym próbuje! Ja już widzę piekło! Widzę tylko nieszczęście: i nasze skrzydła połamane! Tak — kto ma sumienie — ten musi zwaryować...
Feldwebel: Nieistowyj ty! (bije go pięścią pod brodę). Dobosz bij! (Bęben trrr!) Pierwszy — drugi —
(Żołnierze mówią — pierwszy drugi — pierwszy drugi.)
Rzędy zdwój! (rozdzielają się na dwie szerengi). Rota! Do nogi! Smirno!
Kapitan Wamindo (wchodzi): Zdołowo łebiata.
Żołnierze: Zdrawia żełajem, Wasze Błagorodje.
Kapitan Wamindo (do Mitienki): Jak stoisz? (poprawia mu nogę). Przeze mnie ukałany? a?! ty za co? Możesz mówić do mnie nie jak do swego komandiła, ale jak do towarzysza, mówiąc figułycznie, ze stołu i łoża.
Mitienko: Nie chciałem, aby ludzi zabijano.
Kapitan Wamindo: A wiesz, co dowodzi mi twoja odpowiedź?
Mitienko: Nie!
Feldwebel (poprawiając): Nijak nie, Wasze Błagorodje.
Kapitan Wamindo: Nieznajomości ludzkiej natuły. Czy jest człowiek, który od przyłody mógłby zabić człowieka? Takiego człowieka niema, ale powiedz mi — u nas są, lub mogą być włogowie?
Mitienko: Niema i nie mogą być.