Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/43

Ta strona została przepisana.

Leon: Co?! Wy dziegcie jakieś!...
Marynarze: Aha! (mówią mu na ucho).
Leon: Jezus Marya!
Majtek: Mały ty, prosiak jeszcze — a to byśmy cię w beczce mazi łbem aż do pięt. (Ukazując na Mitienkę): Patrz, jak cierpi człowiek. — A ty z kłólem połskim Mikołajem — za wzół komandzie — nu, ja tobie dam w mołdę — to ja będę tobie też kłól?!
Leon: Dziękuję, bracia, żeście mnie ostrzegli — hańbę moją zmyję —
Majtek: I znów ty dureń! Nie hańbę zmywaj, a rozum miej — patrzaj w oba oczy.
Leon (ukazując bitego Mitienkę): Ja na to patrzeć nie mogę
Majtek: Będzie czas, to ci powiemy. Nie wyskakuj ani wprzód, ani w tył.
(Dzwonią na śniadanie. Krzyk na drugim końcu pokładu: Nie będziemy jedli!)
Kapitan Wamindo: Etto czto takoje?
Feldwebel: Smirno. Wziąć go!
(Mitienkę podnoszą i czterej wyprowadzają.)
(Feldwebel wyciąga chustkę i dmuchnąwszy jednem nozdrzem na ziemię i ukazując monogram z herbem; wyciera nos).
Będziemy się zajmowali katechizmem. Sawielij Pachomowicz, podajcie mi Nowy Testament.
(Djakon podaje mu książkę — ten kładzie ją dumnie na stronę.)
Szulc!
(Wychodzi gruby marynarz.)
Powiedz mi ty, co to jest Chrystus?
Szulc: Ja nie ruski, panie feldwebel.
Feldwebel: Ty mi powiedz co takiego jest Chrystus, a że ty nie ruski — to mnie czort do tego!
Szulc (słysząc podpowiedziane): Duch bezcielesny, panie feldwebel...