Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/50

Ta strona została przepisana.

Komendant Golikow: Innych przeciągano na linie pod okrętem. Pokaleczonych o gwoździe i muszle wyciągano. Byli omdleni — a niektórzy zatopili się.
(Wrażenie.)
Majtkowie: Topili ich jak szczenięta!
Komendant Golikow: Byli i tacy, których rekiny zdążyły już nadgryźć.
(Ruch między marynarzami.)
Smirno! Widzę że wam już nie wystarcza areszt w latarni, lub stanie na wierzchołku masztu z trwogą, że wicher mroźny i dmący wyrwie linę z ręki i spadniesz z kołyszącego się masztu — szczęściem, jeśli w morze — a nie na twardy pokład — z rozbitym upartym łbem.
Jeden z nich (woła): Heo, koniu!
Matiuszenko: Co robisz, szaleńcze, wprowadzasz nas w paszczę wilka.
Komendant Golikow: Ja nieraz mówiłem wam, że takie nieporządki na wojennym okręcie nie są dopuszczalne. Za to wieszają waszego brata — ot — tam! (ukazuje na nok).
Pułkownik Nieupokojew: Boże mój, jaki on głupi.
Makarow: Zaiste, czy to jest pora mówić takie słowa?
Komendant Golikow: Dzieci, kto chce jeść barszcz — niech wyjdzie tu. Naprzód, naprzód — spiesz się.
Majtkowie: Dziś dyabeł jest bardzo zły.
Komendant Golikow: Tak nie chcecie słuchać? Ja was już pouczę. Winni nie ujdą mi.
Majtkowie: Wielka rzecz — śmierć! pi!
(Bocmany, unter-oficerzy i niektórzy majtkowie stanęli na pomoście okrętu przy komendancie.)
Komendant Golikow: Warta na górę!
(Pojawia się warta z 27 ludzi, uzbrojonych karabinami.)
Okrążyć ich!