Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/51

Ta strona została przepisana.

Tłum: Oj, bieda — będą strzelać. Idziem — niema celu dłużej się opierać. Jeszcze nie czas.
Matiuszenko: Za mną — wszyscy do wieży!
(Biegną do wieży.)
Kapitan Wamindo (przecina im drogę): Stłuna ciełpliwości u mej spławiedliwości pękła! — musicie być ukałani! (Majtkowie cisną się przez drzwi do admiralskiej kajuty.) To nie dla was paładny wchód! ( Wyjmuje szablę i wraz z oficerem warty nie puszczają ich. Spostrzega Wakulinczuka). A — ty zeszłeś z wachty?
Wakulinczuk: Całą noc znosiłem od ciebie nikczemne propozycye!
Komendant Wamindo: Dawajcie błezent! Okrążyć ich — okłążyć, powiadam. Chołąży Liwiencow, zapisać ich nazwiska. Bocmani, dawajcie płótno żaglowe.
(Warta otoczyła tłum wybladły, wnoszą płótno i otaczają niem).
Majtkowie: To na śmierć nas. Za co? Już otoczyli śmiertelnym płotem. Oj, Jezusie! Milcz — nikt nas tu nie wyratuje wśród tych wód strasznych — niema tu Jezusa. Uważaj — jak podniosą karabiny — rzućmy się do wody! Może nas nie zauważą. Płyńmy nurkiem.
Wakulinczuk: Za chwilę będziemy rozstrzelani — i rzuceni w ciemne miejsce, którego nikt nie zna.
(Mogilna cisza.)
Bracia, dlaczego zostawiacie nas?
Matiuszenko (do majtków stojących przy wieży): Co oni robią z naszymi towarzyszami? Bierz gwintówki i patrony. Bijcie ich, chamów!
(Wybiegają.)
Kapitan Wamindo: Ognia!
(Straż waha się i karabiny trzyma u nogi. Kapitan Wamindo wychwytuje Leonowi karabin — ten mu odbiera nazad.)
Wakulinczuk: Bracia, dopóki będziemy niewolnikami? Leon,