Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/53

Ta strona została przepisana.

Wakulinczuk: Przebaczam tobie. Nie zabijajmy się. Wyzwolenie czeka nas wszystkich.
Kapitan Wamindo: Padliec, padliec!
(Strzela mu w pierś — Wakulinczuk pada, lecz zrywa się — i chwyta Kapitana Wamindo.)
Nie, nie dasz rady. Widzisz — już mnie opuszczasz — a teraz ja Ciebie do morza!
(Wrzuca go w morze.)
Matiuszenko: (przeraźliwie krzyknąwszy.) Coś uczynił, Kainie?
Kapitan Wamindo: (do żołnierza na warcie?) Zastrzel mi tę kanalię!
(Żołnierz z warty rzuca karabin i ucieka. Kapitan Wamindo chwyta karabin i biegnie za nim.)
Matiuszenko: O mnie zapomniał. Tak — mówił Wakulinczuk, że będzie Sąd straszny.
(Strzela za nim.)
Kapitan Wamindo: (na ziemi.) Ty kanaljo — ty pójdziesz na ląd do połtu — ale ja Ciebie znaleść potłafię.
Matiuszenko: (z wściekłością biorąc go za twarz i wykrzywiając mu.)
Ja teraz ciebie samego poślę za jungę do admirała Makarowa — nauczyłeś się w Chinach rui — tam płyń.
Kap. Wamindo: Ja do Petełsburga —
(Matiuszenko wrzuca go w morze. Wbiegają półrozebrani oficerowie.)
Pułkownik Nieupokojew: Wszyscy będą karani, wszyscy!
(Majtek za nim biegnący strzela i zabija.)
Majtek: Oto pierwszy. Co z nim?
Matiuszenko: Tak, pierwszy niewinny... Przeżegnać go? nie — inny znak — znak słońca — wolności.
(Robi krąg. Podnosi ciało i wrzuca w morze.)
Idź — w te mroki, z których my już wychodzimy.