Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/55

Ta strona została przepisana.

Wilhelm Ton: Niosą wam nieśmiertelność.
Marynarze: On wszystko może! sam lejtenant Schmidt przed nim klękał.
Wilhelm Ton: Wyjawię Wam tajemnicę bytu: Wschodzenie po olbrzymich górach. W tej godzinie południa dojrzejecie nagle wszyscy jakby kwiat paproci. Uczujecie pióra — i myśli twórcze głębokie.
Kiedy to nastąpi — stawszy się bogami — przyrzeknijcie mi, że okręt z wami będę mógł wysadzić w powietrze.
Marynarze: (krzyk) Okręt wyleci w powietrze! gdzie druty? — Wasze Błagorodje — miłości prosim — nie zabijcie nas.
Komendant Golikow: Ciemny jesteś — mów, co im przynosisz? mów o tradycyi świętej.
Wilhelm Ton: Wniebowstąpienie — śmierć — wspaniałe wyjście ze zgniłego mięsa — z twojej trądy cyi świętej, która każe żebrać o każdy kęs życia.
Komendant Golikow: Ano wiedźcie mnie — nie spodziewam się już niczego Jasnego i od was usłyszeć. Ja trzymałem się wiernie tego co nam przekazało — skwierne miaso!
Marynarze: Na reję! — Dużo trudu — Rozstąpić się z tyłu!
( Wyprowadzają go — słychać strzały.)
Okręt ma wylecieć w powietrze — za pomocą mechanizmu godzinowego. Ton ukrył drut — choćbyśmy okręt cały przepiłowali — nie znajdziemy. To szatan, (rycząc w strachu.) Mów, gdzie dynamit?
Wilhelm Ton: (patrzy na nich i coś złego błyska mu w oczach.) Uspokójcie się — usiądźcie, patrząc na to Wielkie Morze. Niech ujrzę w was materyał na wielką hekatombę dla Mroku.
Marynarze: Antychryst!
Wilhelm Ton: (do siebie w zamyśleniu)
Jeszcze może pieśń zaśpiewam w antarktycznym śnie —
Trzeba na to bym zatopił gwiazdy — Boga — mnie —