Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/63

Ta strona została przepisana.

Lejtenant Szmidt (głucho): Ja świat myśli musiałem przeobrazić, aby cię ustawić na wielkiej wyżynie mego Fatum.
Pani Szmidt: Otóż seans zeszedł na kłótnię.
Nie możemy tak żyć. Kto z nas winien — kto nie — darmo sądzić. Ty nie zadawaj już sobie przymusu — zerwij maskę — idź za Tiną — córką isprawnika, ex narzeczoną popa — a wreszcie żoną wychrzczonego pana — jakkolwiekbądź, jest to twój ideał. Lubisz takie zgniłki.
Lejtenant Szmidt: Milczeć!
Pani Szmidt: Już milczą trumienki —
Lejtenant Szmidt: Nie wyzyskuj mej siły — ja mogę i teraz jeszcze raz ci przebaczyć.
(do siebie) Jak ja sobą gardzę!
Pani Szmidt: Wyjdźmy.
Lejtenant Szmidt: Czy ty naprawdę widziałaś widmo Wilhelma Tona?
Pani Szmidt: Przywidziało mi się — w tem niema nic prawdziwego — idźmy — znużony jesteś — czeka cię kolacya — przebaczasz mi?
Lejtenant Szmidt: Nie, trzeba już zgnieść wszelkie sentymenty — dosyć okazywałem uczucia.
Pani Szmidt: Mógłbyś mieć więcej uczucia w takiej chwili —
Lejtenant Szmidt: Rosya mię zwie!
Pani Szmidt: Eh, nikt ciebie nie zwie. Musisz skończyć z temi fantazyami.
Lejtenant Szmidt: Rewolucya wybuchnie lada chwila —
Pani Szmidt: Obchodzili się bez Ciebie i obejdą. Idźmy stąd. Abelard i Heloiza mogli grzeszyć w kościele — ja nie nazywam tego grzechem!
Lejtenant Szmidt: Jest to nikczemna zasadzka, którą natura na nas zastawiła —