Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/66

Ta strona została przepisana.

wtedy zebrałem w sobie wszystkie siły magnetyczne i dotknąłem dziecka, myśląc:
Zabijam cię — w imieniu Boga.
I zgasła. Uczyniłem to, aby skrócić męczarnie.
W tem jednem była moja władza. Zabijać mogę.
(Pani Szmidt zaciska wargi.)
Ja mam dużo — mam dużo — opium — zawołam tu syna i skończymy!
Pani Szmidt: Ty naprawdę — umarłbyś ze mną!
(Lejtenant Szmidt odwraca się.)
Pani Szmidt: Nie — ty musisz żyć — tobie nie wolno — musisz dokonać —
Lejtenant Szmidt: Nie wiem —
Pani Szmidt: Tam — słyszysz — huczą masy ludzkie — tam wre rzeź — idź, zanieś im wielkie twórcze słowo —
Lejtenant Szmidt: Zginąć mi byłoby teraz tak dobrze!...
(Klęka przed nią — łkając niepowstrzymanie — ona mu głowę gładzi.)
Pani Szmidt: Cóż ty im powiesz? oto poprostu — że należy umrzeć dla rzeczy niemożebnej, lecz wspaniałej —
nie będziemy już kłamali w niczem — a twoją najgłębszą prawdą — twoją najgłębszą to są te łzy —
bo ty nie miłujesz nikogo —
lecz nie jesteś samotny —
bo nie masz nawet siebie samego —
Lejtenant Szmidt: A ty?
Pani Szmidt: Ja — mam strach o ciebie — wielki — — chciałeś żebym umarła, dlaczego nie miałeś woli dać mi opium? Czy to Tina przyniosła? i to dla szczęścia?
Lejtenant Szmidt: Nie mogłaś mi dać szczęścia — ale mi dałaś — najgłębszą niedolę!
Pani Szmidt (z niepokojem): Kto mówi przez ciebie? Wilhelm Ton —