(Straszliwy brzęk szkła. Wpadają naprzeciw do wnętrza płonącego magazynu — wylewają rzeki gorejącego spirytusu — brodiagi piją i żywcem zapalają się.)
Student (w kożuchu i butach do kursistki): My umrzemy dzisiaj.
Kursistka (w chustce): Naturalnie. Musimy dla ludu zbudować barykady.
Matka: Czyż i ty Tonia pójdziesz na barykady?
Kursistka: Mateczko? Czy ty możesz powątpiewać?
(W krzyku nic nie słychać aż po chwili.)
Student: Twoje rączki zmazały się krwią! Możesz pomagać ranionym bojownikom za wolność.
Kursistka: Ja nie chcę być siostrą miłosierdzia. Ja chcę walczyć za wolność. — Mamo — ty nie chcesz, żebym ja zabijała — ja nie będę — Ja pójdę na barykady — i będę tam trzymała czerwony sztandar —
Madonna syfilityczna: Jaka ty piękna — uh, gorąco — zrzucam szaty naga — czegóż ten student jakiś zawstydzony? idźcie — tam na tę górę Dżumną — tam bzy kwitną, tam idźcie się miłować — a tu rów ogromny dla wszystkich trupów z ulicy —
Matka: Boże mój, tylu zginęło —
Madonna (czyni gest nieprzystojny): Tu mam fabrykę, z której zrobić mogę całą ludzkość, gdyby tej nocy wyginęła. Ha — ha — nowej rasy geniuszów, którym wygniły sumienia — chodź ze mną — ty panna? musisz upoić się — (śpiewa):
W mrocznej mgle ogień huka —
iskry gasną, lecąc w dal —
nocą nikt nas nie odszuka —
idźmy na most — rzuć ten żal!
ja tobie znajdę innego kochanka — oddam ci oficera kozackiego, który za mną gotów w ogień — masz go!
(Wbiega oficer kozacki.)