Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/94

Ta strona została przepisana.

gotała dokoła — aż utworzyła się na miejscu okropnie krzyczących ludzi jedna ponura lejowata wirująca jama.
Majtkowie (niespokojnie): My wiemy co to znaczy wyczekiwać torpedy. Jechaliśmy z eskadrą Rożdiestwienskiego. Za każdym statkiem handlowym, za każdym przylądkiem — w każdej mgle wyczekiwaliśmy torpedowca.
Aleksiejew: Torpedowiec w swym biegu podobnym do nietoperza — a bystrym jak kula — przybliżał się w nocy — a nawet za dnia, wprzód nim armaty do niego wycelowano —
To nas doprowadzało do obłędu.
Co innego pierś z piersią spotykać się — ale gdy torpedowce błądzą jak widma —
Koszuba: Więc niech mię Bóg skarze, cóż za wniosek — że mamy się bać — my, przed którymi drży miasto!
Aleksiejew: Drży? bynajmniej! Wszakże podczas pogrzebu strzelano do was i zabito już kilku marynarzy! A co do okrętu, każdy fort może nas ostrzeliwać olbrzymiemi armatami, a my nic mu zrobić nie możemy. Jedynie bezbronne miasto zamienić w kupę gruzów — i pogrzebać z garścią Kozaków setki niewinnych — to możemy.
Maszynista: Dodajcie, że kotły już źle funkcyonują, z powodu napełniania ich wodą morską, która zostawia osad.
Aleksiejew: A, tak? Dla oczyszczenia ich trzeba zajechać do specyalnych doków — na to jest tylko jedna rada — i muszę wam donieść, że obmyśleliśmy już w trójkę z inżynierem Kowalenko i doktorem Golenko, gdzie najlepiej nam się schronić —
Inżynier Kowalenko (zdala): Ja nie uznaję już tego tryumwiratu.
Aleksiejew: Ale gdy mieliście wolny sąd i opinię, to wybraliście z nami drogę jedyną — do Rumunii.
Tłum: Tam przetrwamy, zanim nam dadzą amnestyę.
Koszuba: Padlece, my do walki — a oni po amnestyę.