Lejtenant Szmidt: Gieorgij wyszedł z rzędu, przyłącza się do nas — Sinop waha się — Gieorgij semaforem sygnalizuje o pomoc!
Matiuszenko: Szalupę tu — warta za mną — pomóżmy Gieorgiu załatwić się z oficerami.
(Okręt Gieorgij podpływa tak blisko, ze marynarze podają sobie ręce. Matiuszenko i kilkunastu ludzi z gwintówkami wskakuje na pokład Gieorgia.)
Matiuszenko: Aresztujemy oficerów — kto z nich się ruszy — zginie.
Doktor (z łysiną, w okularach): Słuchaj — czego ty chcesz?
Matiuszenko: Ja nie twój „słuchaj“, źle wychowany człowieku.
Doktor: Słuchaj, dobry bracie!
Matiuszenko: Ja nie dobry brat dla was. Jeśli chcesz mówić zemną — zdejm swoje galony, staniemy się równymi!
Doktor: Chwilę mi poświęćcie, a nie będziecie żałowali. Było raz ciało. To ciało miało głowę — ręce — nogi. I zbuntowały się nogi, mówią: poco my będziemy nosić tę próżną — próżniaczą głowę? I rzekły ręce: poco karmić będziemy tego próżnego żołądek — chcę mówić — tego żołądka próżnego — próżniaczego.
(Śmiech majtków.)
Tak i wy przeciw władzy.
Marynarze: Ha, ha — czyta nam bajkę dla dzieci. — Trzebaby tobie powiedzieć prawdę o szubienicy.
Lejtenant Szmidt: Admirał z innymi okrętami odpłynął.
Majtkowie (do Szmidta): Towarzyszu, odpowiedźcie wy temu doktorowi na jego bajkę.
Lejtenant Szmidt: Odpowiem mu nie bajką, ale smutną prawdą. Nasze wiary są tak, jak nasza stara eskadra: ładnie pomalowane, ale na złudzenie oka. Są to tratwy przedhistoryczne, a jak mówią młodzi oficerowie o tych okrętach: zdarte kalosze.
Szkielety ich napełnione są więcej gipsem niż stalą — zatopią się przy pierwszem uderzeniu.
Strona:PL Miciński - Kniaź Patiomkin.djvu/98
Ta strona została przepisana.