dzieci... Stefek utrzymuje, że według Galla, mam silnie rozwinięty gruczoł instynktu macierzyńskiego.
Poco szukać gruczołów, gdy każda kobieta ma ogólną potrzebę kochania — ale niekoniecznie własnych dzieci, własnej rodziny.
Godzina druga. Zaczytałam się, nie spostrzegając, że tak późno.
Miasto śpi, cisza. Otworzyłam okno i patrzyłam długo na spadające gwiazdy.
Myślałam, ile wieków krążą w ciemności, aby na krótką chwilę w atmosferze ziemskiej zabłysnąć, zgasnąć — i znów szybować w bezgraniczach. Czyżby i nasza ziemska świadomość była tylko błyskiem chwilowym wśród olbrzymiej drogi istnienia ciemnego, to jest nie ujmowanego przez nasze zmysły?
Pytanie, jak beczka Danaid, nie dające się zapełnić rozumowaniem.
A więc oczy ściągam z nieba i patrzę na dół: ulice szare, proste, dogmatyczne; na nich rzędami latarnie świecą, jak złote guziki w galowym mundurze.
Przeszła jakaś wystrojona dama — zdziwiłam się, co robi o tej porze sama — na ulicy, gdy nagle podszedł do niej jakiś mężczyzna, rozmawiali przez chwilę, a potem znikli w bocznej uliczce.
Czy wszyscy mężczyźni są tacy? nie sądzę — zwierzę jest silne, ale człowiek silniejszy.
∗
∗ ∗ |