— Czy paniusia gniewa się na mnie? — spytała nieśmiało.
Na razie nie rozumiałam, co ma na myśli. Potem odrzekłam:
— O cóż mogę się gniewać? pisałaś, jak myślałaś, ale myślałaś fałszywie. Za młoda jesteś, aby rozumieć te rzeczy.
— Wszyscy mężczyźni kochają w nas tylko własną przyjemność — szepnęła.
— Jakto — w nas?
— No, w nas — kobietach.
Struchlałam. Ta mała uważa się za kobietę i mówi, jak dojrzała w bólu, czy zepsuciu istota.
— Moja Zosiu — odrzekłam szorstko — nie lubię, gdy ktoś rezonuje o tem, co zna tylko ze słyszenia od starszych, niezbyt mądrych przyjaciółek.
Mężczyźni i kobiety mają wzajemne obowiązki; kto się od nich wyłamuje, jest nieuczciwy, ale takich ludzi jest mało.
— A dlaczego tyle kobiet jest uwiedzionych?
Znikło ostatnie złudzenie — z Zosią nie można mówić, jak z dzieckiem.
Chciałam zbadać, jaka trucizna sączy się w tem młodziutkiem sercu, aby ją usunąć i duszę chorą uzdrowić. Pomogła mi sama Zosia — zaczęła mówić zwolna, z zastanowieniem:
— Bo widzi pani ja to wszystko znam z doświadczenia. Moja mama często płacze i nie sypia po nocach. Ja wiem dlaczego: kochała i dotąd kocha jednego pana, bardzo bogatego adwokata.
Strona:PL Miciński - Nauczycielka.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —