To mój ojciec. Ale ja go nie cierpię. Gdy przyjdzie do nas, ja uciekam na podwórze.
Raz nadszedł pijany, na mamę zaczął krzyczeć, a potem bić. Wtedy ja — głos jej przybrał oddźwięk złowrogi — porwałam nóż...
— Dziecko nieszczęsne! — krzyknęłam.
— .... I uderzyłam go w rękę. A on — nic, tylko spojrzał na mnie dziwnie, usiadł w kącie i płakał.
Ja też się rozpłakałam i uciekłam.
Gdy wieczorem wróciłam, jego nie było, tylko mama leżała chora.
Zawołała mnie i zaczęła mówić o nim: że jest dobry, ale nieszczęśliwy; że mamę kochał, ale ożenił się z inną i teraz tego żałuje; że ja powinnam go kochać, jak on mnie. Chciała, abym to przyrzekła, ale ja nie mogłam kłamać.
Powiedziałam, że jest podły. Wtedy mama się porwała i uderzyła mnie — pierwszy raz. Ale ja mamie tego nie daruję do śmierci.
— Zosiu! mama twoja i bez tego jest nieszczęśliwa; to okrucieństwo nosić w sercu żal do niej tak długo.
— Ja też mamę kocham, bardzo kocham! i ona mnie kocha, ale... jego więcej...
Ostatnią wilię spędzałyśmy, jak zwykle, same. Był tylko chleb, kasza i dwa śledzie. Bo za robotę mamie nie oddano... mama szyje suknie i lekcye daje: uczy języków i muzyki. Często bieda nam dokuczała. I teraz na pensyi, paniusia wie, jestem za darmo.
Strona:PL Miciński - Nauczycielka.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —