Zebrania odbywają się raz lub dwa razy na tydzień, gdy, ukończywszy zajęcia i nie czując się zbytnio zmęczone, aby wprost iść do łóżek, schodzimy się: ja, Stefka i Mania na pogawędkę. Rzecz się wówczas dzieje w małym pokoiku niebiesko tapetowanym, należącym do tej ostatniej. Lampa bez klosza (bo Mania lubi pełne, jaskrawe światło), postawiona na stoliczku, Stefka pół leży na kanapie, Mania umieszcza się przy oknie, obserwując pogodę, ja przy fortepianie.
Czytujemy zwykle głośno jakie poezye, ostatnio Beniowskiego. Znamy wszystkie doskonale ten utwór, ale każda ma w nim swoje miejsca ulubione, jak Mania mówi: swoje febliki.
Oto n. p. feblik Mani:
i sądzę najpiękniejszą z krajów
Jednę maleńką wieś, pełną ruczajów —
Pełną łąk jasnych, gdzie kwitnie wilgotna
Konwalia — pełną sosen, kalin, jodeł;
Gdzie róża polna błyszczy się samotna,
Gdzie brzoza jasnych jest kochanką źródeł —
A zaś przyczyna temu jest istotna,
Że na tych bagnach, gdzie potrzeba szczudeł,
Jam wtenczas bujał na młodości piórach,
Jasny i chmurny — jako księżyc w chmurach.
Na to Stefka odpowiada głosem smętnym:
A jednak i to minęło! — Ojczyzna
Minęła także!...