— Gotowam sądzić, że dziś są moje imieniny.
— Pani przełożona jest oburzona, jest strasznie niezadowolona!
— O cóż chodzi?
— Jakto! miałaś serce wziąć na spacer dzieci bez kaloszy! aby się pozaziębiały! aby rodzice wyprawiali nam sceny?!
— Trudno, aby się zaziębiły, gdy trzynaście stopni ciepła na dworze, a przytem sucho zupełnie.
— Dość, że pani przełożona nie może się uspokoić! powiada, że żadnej z was niepodobna zaufać w niczem, w niczem! Spodziewała się z was prawdziwej pomocy...
— Rzecz tę wyjaśnię — rzekłam, idąc ku drzwiom.
— Cóż to! awantury chcesz pani przełożonej urządzać? i bez ciebie ma dosyć kłopotów! Wreszcie, ja ci to powiedziałam w zaufaniu.
— Dziękuję za ten zaszczyt, mimo to — pozwoli pani... — i wychodzę, zmierzając do pokoju przełożonej.
Słowa Kafarskiej dotknęły mnie przykro — wyrzut, choćby w jej ustach przesadzony, musiał mieć miejsce, a czułam, że na niego nie zasługuję. Weszłam do przełożonej i bez owijania w bawełnę pytam:
— Podobno pani jest oburzona, że dzieci wyszły na spacer bez kaloszy?
— Ani mi to w głowie było.
Strona:PL Miciński - Nauczycielka.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —