obrywają, na jasnych materyach występują plamy... pani Courbet nie zwraca najmniejszej uwagi. Słusznie bowiem twierdzi, że człowiek zdobi suknię.
Dopiero wpływy atmosferyczne zwracają jej uwagę na zewnętrzną powłokę i wtedy wykazuje wielką pomysłowość.
Naprzykład, zbliża się jesień — p. Courbet ma tylko wspaniałe letnie palto z wakacyj. Ale podkłada pod nie kawał sukna, w kwadrans zszywa białemi nićmi i zadowolona powiada:
— Tout est fini — tout est bien!
I rzeczywiście, na zewnątrz taki strój wygląda wcale przyzwoicie.
Ale nadchodzi zima — pomysłowość pani Courbet okazuje się niewyczerpana. Odpruwa w kącie podszewkę, podtyka pod nią olbrzymi płat waty... zszywa kilku ściegami... i znów tout est bien!
Jest niezwykła we wszystkiem; szkoda tylko, że wie o tem i pragnie swą oryginalność podtrzymywać.
Odżywia się tylko raz na dzień, smażąc bifsztyk na maszynce. Do tego zjada dużą miskę sałaty i wypija 2 butelki piwa. Wieczorem wchłania szklankę mocnej, czarnej kawy.
Mimo tych dziwactw pani Courbet da się lubić. Serce ma złote. Nigdy nie ma pieniędzy, bo jeśli nie straci na fatałaszki, oddaje pogorzelcom albo na szpitale.
Pani przełożona lubi ją i ceni, gdyż nauczycielka z niej wyśmienita, uczennice za nią przepadają; za to ogół nauczycielek nienawidzi. Pełno
Strona:PL Miciński - Nauczycielka.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.
— 23 —