— Bynajmniej — odrzekłam — na pogardę zasługują tylko ci, którzy nie spełniają zaciągniętych zobowiązań.
— Podajesz mi pani zręcznie truciznę. Bo trucizną dla mnie jest prawda. Jestem nikczemny, ale pani jesteś zbyt surowa dla ludzkiej nędzy...
— Surową nie mam być prawa...
— Lecz gdybyś miała, zostałbym napiętnowany pod pręgierzem jej moralności. Widzisz pani, wiem wszystko... a jednak przyszedłem.
— Poco? — spytałam cicho.
— Aby z ust pani usłyszeć dla siebie słowa potępienia i wzgardy... a wtedy postąpić, jak należy.
Nie wiedziałam, co znaczą te słowa. Zdawało mi się, że chce bodźca do zerwania wszelkich dawnych wspomnień. Więc rzekłam:
— Będziesz pan miał cały mój szacunek, gdy zrobisz szczęśliwą swą żonę.
— A poza tem będę dla pani zupełnie obcy?
— Owszem, przyjaźń dla pana żywiłam zawsze.
— Tylko przyjaźń?
— I nadzieję, że uczciwy człowiek spełni to, co do niego należy.
— Pani myślisz o przeszłości.. ja ci się z niej wytłómaczę...
— Przeciwnie, mówię o pańskiej teraźniejszości. W tem, co minęło, nie widzę nic godnego uwagi.
Milczał, potem głuchym głosem powiedział:
Strona:PL Miciński - Nauczycielka.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.
— 42 —