Przymknął oczy i leżał nieruchomy.
Zapytałam, czy nie napisać do żony, aby przyjechała. Zabronił.
— Ja tylko przy tobie chcę umierać — wyszeptał.
Doktor spytał, kto będzie chorego doglądał w nocy, bo na służbę spuścić się nie można. Chyba felczer?
Zdziwiłam się; od czegóż ja tu jestem?
Poszłam do przełożonej, opowiedziałam wszystko w kilku słowach i prosiłam o zwolnienie na miesiąc od obowiązków.
Ten anioł zacny miał łzy w oczach: uściskała mnie i obiecała, że wynajdzie zastępczynię. Wzięłam kilka książek z pensyi, pożegnałam się ze Stefką, mówiąc, że wyjeżdżam do domu, powód zmyśliłam — i przeniosłam się do sąsiedniego numeru.
Teraz oto siedzę przy stoliku, piszę i nadsłuchuję przez drzwi uchylone, jak oddycha... Lepiej.
∗
∗ ∗ |
Spędziłam okropną noc.
Gorączka się podniosła do 40°7′... doktor zamyślony patrzał na sino-bladą twarz Konrada. Majaczył, krzyczał, że widzi śmierć w kącie pokoju, że się jej boi. Mnie wołał, abym odpędziła widmo. Potem zaczął mówić cichym, przejmującym głosem: — „Zawołajcie Halszkę, niech mi przebaczy, bo nie umrę spokojny. Niech wejdzie, ona tam stoi za drzwiami. Czemu Amelia nie chce