O ile da się naprawić stosunek Konrada do żony i w jaki sposób — oto myśl, która zajmuje mnie w dzień i nie daje mi spać w nocy. Bo jeżeli żonę kocha i za mną pogonił jedynie ogarnięty urokiem poetycznych wspomnień, powinien przed żoną wyznać wszystko otwarcie i wszystko wytłómaczyć.
Twierdzą, że na kłamstwie można budować szczęście. Ale jeżeli kłamiąc, możemy kogoś zrobić szczęśliwym, za to nigdy siebie. Do szczęścia trzeba wiary w prawomocność, właściwość swego postępowania. Okłamując, dajemy przewagę ukrywanym okolicznościom, bo chociaż od ich konsekwencyi staramy się uchylić — kołysze się ona wiecznie nad nami, jak miecz na nici przypadku zawieszony.
Jest to żywot tułacza, tłumiącego swą godność, ściganego obawą odkrycia, a nie śmiącego wyrąbać sobie szablą, lub zdobyć siłą argumentów, lub zasłużyć pokutą i krzywd naprawieniem — prawa noszenia tej godności wobec siebie i wobec innych.
Lecz w wypadku, gdy Konrad jej nie kocha, czy lepiej, aby udawał uczucie, którego niema i utrzymywał kłamstwo, pustą formę małżeństwa, czy żeby zerwał wszystko, opuścił żonę i — znów wielki znak zapytania. Trzebaby mieć tę lub ową pewność. Jak ją zdobyć?
∗
∗ ∗ |