Strona:PL Miciński - Nauczycielka.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.
—   59   —

Odkąd to sobie powiedziałam — byłam spokojna.


∗             ∗

Byłam spokojna, aż do dnia drugiego. Wtedy porwał mnie jakiś potwór i zaczął ssać... Tak wyobrażam sobie głowonoga: jestto jedna głowa, a ośm duszących uścisków. Było to coś bladego, nieokreślonego a dławiącego.
Było to zwątpienie.
Bo walczyć, ale za co? zwyciężać, deptać jedne uczucia, w imię jakich lepszych? Nie miałam na to odpowiedzi, albowiem nie było już ani nocy cichej, księżycowej, wiodącej do Bóstwa, ani rozbitej rodziny, którą należało zjednoczyć.
Smutek i czczość wewnętrzna były tak silne, że nie czułam nawet syku gadzin. Gdy przyjechałam na pensyę, wnet zbiegły się nauczycielki gromadą, aby mnie oglądać, jak syrenę. W spojrzeniach czułam coś złowrogiego i drwiącego.
Potem przyszła do mego pokoju Stefka i opowiedziała wszystko. Kafarska rozgłosiła, że pod pozorem wyjazdu do domu przebywałam w hotelu z młodym mężczyzną.
Wiadomość Stefki obeszła mię mało: wystarcza być uczciwą; po za tem, co mogą obchodzić histeryczki i karlice?
(Potem zrozumiałam, że choćbyśmy czołem sięgali śnieżnych Himalajów — gady nie stracą swego przyrodzonego prawa: pełzać i kąsać...)


∗             ∗