w lekcyach wstępniaczkom; ma trzy uczennice i to jej zajmuje codzień godzinę rekreacyjną.
— Dlaczego ukrywałaś się z tem przedemną, Zosiu? — spytałam.
Milczała, potem rzekła:
— Bo w tem niema żadnej zasługi, to sprawiało mi przyjemność!
Trzy małe dziewczynki powstały i serdecznie ją uścisnęły. Były to niegdyś bardzo słabe uczennice, obecnie mają zapewnioną promocyę.
Po skończonej godzinie cały tłum dziewczątek otoczył mnie i z wesołymi okrzykami wołał: do widzenia! na rok przyszły znów będziemy z paniusią czytywały takie śliczne rzeczy.
— Czy nie wiecie — odezwała się smutno Zosia — że pani od nas odjeżdża na zawsze?
— Na zawsze? odjeżdża? Zdziwiły się towarzyszki i zachmurzyły, gotowe do łez.
— Dlaczego pani nas opuszcza? dlaczego?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
A tymczasem cały ten wieniec dziecinnych postaci o twarzyczkach anielskich wpatrywał się we mnie z wyrzutem i niekłamanym żalem.
— Pani jest chora! — rzekła Zosia.
— Chora? — zaczynały się dziwić i przerażać maleństwa. — Chora? a myśmy o tem nic nie wiedziały! To pewno z naszego powodu! My już będziemy dobrze się sprawować, tylko niech paniusia zostanie, moja złota! — prosiły.
— A będziecie mnie kochały tak samo, jak teraz? — spytałam, ocierając ukradkiem łzy.
Strona:PL Miciński - Nauczycielka.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.
— 78 —