— O tak! my tylko mamy nasze tak kochamy, jak paniusię.
— A więc zostanę, moje dziewczątka! mnie też byłoby żal was opuszczać.
Kilkanaście ramionek objęło mnie, kilkanaście ust poczułam jednocześnie na twarzy i rękach, a Zosia, która stała na uboczu, rozpłakała się i wybiegła.
Potem, mówiąc mi dobranoc, szepnęła:
— Paniusiu, ja też będę nauczycielką, dobrze?
... Moje wy dzieci kochane! wy moje — naprawdę moje!
Zostanę się, naturalnie, że zostanę. Tylko i wy zostańcie nadal tak dobremi. Niech pierwszy bal i piąta klasa nie zrobią z was ptaszków, muskających swe piórka!
Ale żeby to nie nastąpiło, trzeba nad wami czuwać. Więc będę!
∗
∗ ∗ |
Staszecki, gdy mnie dziś spotkał, pogładził swą piękną brodę i z bolesno-ironiczną miną rzekł:
— Pozwoli pani przynajmniej się opłakiwać, gdy nasze miasteczko zostanie przez nią osierocone?
— Zkąd pan wie, że dłużej nie będę na pensyi?
— Ulicznicy już o tem piosenki wyśpiewują!
— Że też panu wszystko zawsze wyśpiewać muszą...
— To los tych, którzy mają uszy. Dla mnie wystarcza być obserwatorem. Jest pani wesoła