Strona:PL Miciński - Nauczycielka.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.
—   5   —

zachowują pewną zdolność krytyki i myślenia, ale potem — na długie kilka tygodni rozlewają się w jedno jezioro upojenia i dźwięczą monotonną kaskadą miłosnej egzaltacyi.
Podobno miłość jest zręcznym fortelem natury, dążącej do zachowania gatunku. Leon twierdzi, że w stanie zdrowym jest to rost-beaf en garni, zwykłe, czerwone mięso pod przykryciem zielonych sałat i złotych rydzyków.
Niechcę pisać dłużej — jestem zdenerwowana: zacznę się przytłumiać poprawianiem kajetów.


∗             ∗

Głowa mnie znów bolała silniej jeszcze, niż zwykle. Zobaczyła to nasza przełożona i powiada: „Niech pani położy się lub wyjdzie na spacer, my tu panią zastąpimy. Do życia pensyjnego trzeba się dopiero przyzwyczaić.. troszkę u nas jest hałasu i gwaru.“
Troszkę gwaru! O szóstej rano budzi przeraźliwy dzwonek, zaczyna się powtarzanie lekcyj z pensyonarkami, wszystkie siedm fortepianów i cztery pianina zaczynają bębnić... O ósmej względna cisza — panny wychodzą na spacer. Potem lekcye do trzeciej — godzina spaceru, obiad — i znów korepetycye, brzęczenie wszystkich fortepianów do dziewiątej. Ot i teraz — w sąsiednim pokoju uczy się ktoś mazurków Szopena, trochę dalej wygrywają etiudy Lütschga, a zdaleka dochodzą mnie zbite dźwięki kilku utworów, granych jednocześnie.. Prawdziwe piekło.