Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/104

Ta strona została przepisana.

Śmierci — lekarko nieuleczalnych —
uzdrów mnie!
Śmierci — tęsknoto żyjących —
porwij mnie!
Śmierci — furto niebieska —
wypuść mnie!
Śmierci — gwiazdo zaranna —
zabij mnie!
Takie gorzkie łzy płyną po mej twarzy, takie słone i palące!! czemuż ujrzałem cię ku niedoli mej — teraz rozbiłbym sobie czoło o twarde kamienie i spocząłbym.
Ale mi tęskno, tęskno — zwodnicza nadzieja szepce mi — że cię ujrzę raz jeszcze, i każe znosić te wszystkie tortury.
Boś mi droższa nad wszystko, co dusza ukochać może: — cały wszechświast z bezlicznemi gwiazdami oddałbym, jako dziecinną zabawkę za jedno twoje dotknięcie; za kędzior włosów, które mi pachną; za tętno serca twego, które słyszę w ciszy nocnej.
Ale niema cię, niema i łzy żłobią grób w moim sercu.
Niema cię, niema!
Jak Demon w klatce pazurami rozkrwawiam pierś — z straszliwą wściekłością biję w nią pięściami i rwę się na łańcuchu to tu, to tam, to tu, to tam! Wydarłbym wnętrzności wszystkiego, co żyje — krew piłbym, mózgibym rozmiażdżał...
Kręgi coraz szybsze dokoła jakiegoś nienawistnego bieguna — już tchu mi brak, czarne opary wirują zygzakiem, noc...
Morze — znowu morze: czuję pluskające jego zimne wody, niechaj mnie zatopi śpiącego.