Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/109

Ta strona została przepisana.

Jak cicho...
Królewicz leżał z dosłownie pękającem sercem.
Nie był to już on, nie była to już jego indywidualna miłość, lecz niezgłębiony Ocean miłości.
Wśród gór Gehenny przechodził Anioł, łamiąc ręce i krwawiąc na głazach swe lazurowe czoło.
Wicher świata huczał w tym człowieku z siłą gienezyjską, jak pierwszego dnia, gdy tworzył Bóg wielki płomień ze swojego serca. — — — — — —
Na majolikach otwartego balkonu ujrzeć można było dwie kobiety i hrabiego de Mangra, którzy nie słuchali pieśni tryumfującej miłości, gdyż przyjemnie bawili się własną rozmową wśród łkających głębin morza.
Jedna z nich klęczała —
włosy jej czarne, jak zgęstniała posoka krwi, staczały się aż na ziemię.
Czy odblask zaciążył jej bólu, który Syzyfowym kamieniem staczał się z gór Przeznaczenia?
O nie, ze śmiechu aż uklękła...
Znajoma jej Duta, która, mieszkając w Petersburgu, na drugiej stronie ulicy umiała wyczuwać, który pan ma 15 tysięcy rubli rocznego dochodu, opowiadała tak pyszne kawały z życia nadnewskiej stolicy!
Pieśń tryumfującej miłości — gdyby ją wyśpiewał Battistini na mistycznym wieczorze? A! panna Duta możeby na chwilę przybrała wyraz poważny — wyglądając tak, jak wogóle wyglądają panny dla mężczyzn, kiedy wiedzą, że na nie się patrzy. Pieśń wzięłaby do siebie. I zaiste, jest nad miarę obojętne, czy dla tej blondyny, czy dla tamtej brunety grał królewicz!!
Miłość jest sama w sobie, Ding an sich.
Dla niej człowiek staje się Księciem Golgoty. Krzyż