Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/114

Ta strona została przepisana.

ny padają, iście Perkunowe oszczepy we wzdęte fale Niemna — ten nie wie, czym zdole być głos żywiołu!
Tam jednak zgon pod oszczepem piorunu jest złagodzony przez krzyże na polach, przez pieśni w kościołach, przez kwiaty na łąkach, przez miłość, która na mogile odprawi swój tan kukułczany!... tu zaś nic — prócz grozy, której nieznanem jest miłosierdzie!
Nieprzystępne turnie skał Ornaku odbiły impet wód, które wytryskują szaleńczym ogrodem gejzerów, fontann i jakby czarnoksięskiego ognia.
I wtedy — i wtedy, moja, duszo, widzialnym naraz staje się Twój tajemniczy ogród męczarni, wszystko szczęście już się kończy, wyrasta las posągów zamarzłych, zaśnieżonych, cmentarzysko grobów głębokich, więzienie groteskowe i życie katorżnika rozbite na niegodny strzęp!...
A nad tym piekłem duszy w olbrzymiej chmurze oparów księżyc wyrzeźbia magiczne kręgi tęcz, wrota i witraże miłości, targając trupem nadziei po okręgach wód.
Minęła cisza — znów morze szturmem wdziera się na podchmurne wieżyce mrocznych nieprzejrzanych skał, miażdży je naraz.
Niema tych raf — jakby ich nigdy nie było —
znikają doszczętnie pod wzdętą krzywizną morza, podobną tu do soczewki tytanicznego teleskopu.
I znowu z świstem, z wyciem opadają wody — opuszczają zwycięstwa szczyt! znowu wściekłym impetem zlatują katarakty po zrębach, na porohach i wyżłobieniach, zżartych przez fale, niby przez usta tysięcy mątw.
Wzniósł się Hades mroczny, potwornie tryumfujący, odwiecznie zły, nieubłagany i zimny, dyszący śnieżnemi bruzdami swych ran —
wodospady łez ociekły — i już milczą.