Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

Zbronzowiały od burz na morzu. Z twarzy jego tchnie melancholia i dzikość.
Tak wyglądali indyjscy bohaterowie — Węże, synowie króla Wężów w Himalajach, boga Sziwy. Tajemnicę widzieli wszędzie, do tajemnicy modlili się, tajemnicą zawierali swe Tabu miłości, która jawną dopiero stawała się w zbrodni płonących miast, w potężnym huku łamiącego się architrawu w skałach wykutej świątyni — Rameszwaram. Ten człowiek, którego my śledzimy, znużony być musi.
Nie kładzie się, lecz wspiera o pień limby rękę.
Zapewne ścigają go Duchy, jemu tylko widzialne: gdyż twarz mu się kurczy, oczy urzeczone potwornością płynącej na powietrzu trumny — i jeszcze czegoś niewyrażalnego — bo wtem runęło ciało na ziemię, ciało mocne jak splot błyskawicy z pniem rosochatym czarnoklonu; ręce rwą kosodrzewiny w rozpacznym wybuchu.
Tłucze się głowa o skały.
Na włosach czarnych występuje krew.
Z pieniących się ust niewyraźne słowa.
Lecz nie jest to epilepsja.
Ten człowiek wstaje.
Zaśmiał się.
Niebywale dumnie dźwięczy jego śmiech, jako tego co już pokonał Ból.
Straszliwszym jest teraz w spokoju, niż kiedy łamały go burze szatańskiej myśli.
Na głazie nad przepaścią stoi, u wejścia tej rozpadliny wulkanicznej, lawami gorącemi wionącej i dymami, gdzie zniknął Król Wężów.
Do niego pono idzie ów człowiek: żegna się z zielonowłosemi duchami limb!