Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/145

Ta strona została przepisana.

ki męce serca, które wybuchło z głębin — męce, która mi dała skrzydła astralne...
— Wspomniałeś, Arjamanie, z żalem, iż wszedłeś niegdyś w manowce mistycznej wiary. Wiara Twoja była przeczuciem Istotności. Teraz jedyną największą pracą w Tobie powinno być oddzielenie fantazmatów wiary i fantazmatów zwątpienia od najgłębszej realności. W głębiach bowiem wszystkiego — jest Duch.
Teraz, jak i zawsze, każdy może się stać wybrańcem, który, jak mówi Manu, rzuci zapaloną strzałę w potężne bastjony przesądu i omyłki.
Lecz ta zapalona strzała może się okazać sama błędem, jeżeli tylko ociemnia wzrok i zgasi wiecznych ogni słupy...

Dusza Arjamana płynęła, jak morze wzburzone — —
krążyła nad przepaścią, żyjąc w tchnieniach żywicznych lasów nad pradawnem świętem morzem.
Leżał, zatopiony w woniach żywicy tych koniferów z długiemi igłami, pachnącemi, jak fjołki; wśród olch, czarnych klonów, trzciny i traw macierzanek.
Fale wyrzucały na brzeg dziwne twory głębin: kraby, zagrzebujące się w mokry piasek, przystosowane barwą do żwiru, tak, że można było je wziąć za kwadracik nadbrzeża poruszający się; zielonawe algi w formie gąbek, lub podobne wstęgom wygiętym falisto, czy rozchwianym w krzewy; modre przecudne łódki z kryształowym żaglem, fyzalje. Raczki skaczące nikłe, zdające się pchłami, czyniły jamki w piasku, małe, jak ukłucie cierniem.
W miejscach suchych modre i zielone żuki toczyły z komicznym uporem bryłkę ptasiego nawozu, wyrywając ją sobie, jeden najtęższy pchał tylnemi łapkami, starając się uciec z nią od natrętnych towarzyszów.